Elaine Connel l z West Yorkshire dopisuje do swej strony internetowej poświęconej dziełom Sylvii Plath nowe komentarze napływające z całego świata.
Z kolei w Northampton w stanie Massachusetts Shannon Hunt przygotowuje wydrukowane na różowym papierze dzieła Plath.
Obie kobiety łączy fascynacja Sylvią Plath wykraczająca znacznie poza postrzeganie jej jako postaci kultowej, czy symbolu młodzieńczego niepokoju.

    Elaine Connell martwi fakt, że film " Sylvia w niewielkim stopniu korzysta z poezji Plath, kładąc w ten sposób nacisk na jej wizerunek, a nie zachęcając widzów do odkrycia dzieł poetki.
Obawy te trafnie ujął Christopher Tookey pisząc w dzienniku "Daily Mail": Jeżeli od dawna fascynowała cię poezja Plath albo jeżeli jesteś nastolatką, która pomalowała sobie pokój na czarno, myślisz o śmierci jako o czymś romantycznym i wybrałabyś "Feelings" jako płytę na bezludną wyspę, to jest to film dla ciebie.
W przeciwnym przypadku, trudno sobie wyobrazić, do kogo jest on kierowany."

 



    Elaine prowadzi stronę internetową The Sylvia Plath Forum ze swego domu w Hebden Bridge, blisko miejsca gdzie Plath została pochowana po tym jak popełniła samobójstwo.
Jest od dawna jest zafascynowana poezją Plath , jednak nie ma wygórowanych oczekiwań wobec filmu.
To trochę jak z Marilyn Monroe, Dianą, Jamesem Deanem i może Che Guevarą - mówi. "W rezultacie, wiele osób nie chce dowiedzieć się, co kryje się za zewnętrznym wizerunkiem." Co zatem sprawia, że poezja Plath jest warta zgłębienia?
Bo jest to pisarka o rzadkich zdolnościach.

Premiera filmu o życiu Plath sprowokowała także pytania o to, kto był lepszym poetą: ona sama, czy jej mąż, Ted Hughes.

Autor Philip Hensher w dzienniku "Daily Telegraph" chwalił większość dzieł Plath, jednak napisał, że Ted Hughes był naprawdę dobrym poetą.
Elaine, która pracuje jako nauczycielka angielskiego, twierdzi, że Plath i Hughes byli zupełnie różnymi poetami. Ci, którzy dochodzą do wniosku, że dzieła Hughesa są lepsze zazwyczaj krytykują Plath za to, że koncentrowała się na swych własnych doświadczeniach - mówi.

Dodaje jednak: Romantyczni poeci jak Coleridge czy Keats korzystali z pierwszej osoby cały czas.

    Kiedy 'ja' odnosi się do mężczyzny, to mowa o uniwersalnych cechach ludzkich. Kiedy 'ja' odnosi się do kobiety, to musi być 'jakaś głupia kobieta'.
Ale czy jej dzieła nadal przemawiają do kobiet w XXI wieku?
Anja Beckmann z Lipska w Niemczech (która także prowadzi stronę internetową dla fanów Plath) twierdzi, że tak.
Ona często pisała o życiu z punktu widzenia kobiety - o macierzyństwie, małżeństwie i kreatywności - mówi Beckmann.
Nie udało się nikomu osiągnąć lepszego stylu niż ten, jaki charakteryzował jej końcową twórczość: łańcuchy skojarzeń, gęstość, trwała jakość. No i zadziwiająca emocjonalna energia.
(Za www.bbc.co.uk)

 Recenzja

    Cambridge, rok 1956. Amerykańska stypendystka i początkująca poetka, Sylwia Plath (świetnie ucharakteryzowana Gwyneth Paltrow) poznaje podczas studenckiego przyjęcia Teda Hughesa. Zanim noc się skończy, dojdzie do wymiany pocałunków, a w kilka miesięcy później do ślubu. Jednak dzień po pierwszym spotkaniu Sylvia zanotuje w swoim dzienniku, "kiedyś przez niego umrę". Zastanowiło mnie od razu, czy był to z jej strony przebłysk intuicji czy może samospełniająca się przepowiednia. Ted Hughes, mąż Plath, jest czarną postacią legendy otaczającej poetkę i jej samobójczą śmierć. To przez niego Sylwia zostawiła dzieciom śniadanie w ich pokoju, uszczelniła drzwi, a sama odkręciła gaz i włożyła głowę do piekarnika. Ted Hughes, też poeta, był zapatrzonym w siebie egocentrykiem, flirtującym ze studentkami profesorkiem, a później zdradzającym swoją żonę kłamcą. Taka jest "oficjalna" wersja "plathologów". Inna, biorąca Teda w obronę, mówi, że Sylvia Plath była tak neurotyczna i depresyjna, że popełniłaby samobójstwo tak czy inaczej. Z takim mężem czy innym. Przecież próbowała już wcześniej, zanim poznała Hughesa - wzięła garść nasennych tabletek i schowała się w piwnicy domu swoich rodziców. Po śmierci Plath Hughes spalił jej dzienniki, podobno by chronić ich małoletnie dzieci, lub żeby nie pozostawić śladów po swoim karygodnym zachowaniu. Nigdy się tego nie dowiemy, bo Hughes nikomu nigdy nie powiedział, co było w nich napisane. Milczał przez 35 lat, aż do śmierci w 1988 roku. Kilka miesięcy wcześniej opublikował The Birthday Letters, wiersze, w których opisuje swoją miłość i poczucie winy z powodu śmierci Sylvii. Tym większe zapewne, że jego druga żona, ta, dla której zostawi Plath, również popełnia samobójstwo. Tu dla ścisłości trzeba dodać, że kiedy opuszczał Plath, kochanka Hughesa nie była jeszcze w ciąży (zaszła w nią dopiero rok po śmierci poetki). Hollywood ma jednak swoje prawa i taka wersja widać wydawała się producentom zbyt mało dramatyczna.

    Film Christine Jeffs stara się prawdę o związku Plath i Hughesa wypośrodkować. Pokazuje Teda jako bezlitosnego egomaniaka i Sylvię jako walczącą z rzeczywistością samotną matkę, która usiłuje też być poetką. Nie jest to jednak portret jednoznacznie pozytywny. Plath jest płaczliwa, zmienna w nastrojach i równie zaabsorbowana sobą co jej mąż. Poza tym cierpi na obsesję śmierci i wydaje się, że to kwestia czasu, zanim porwie się na swoje życie. Jeffs przekonująco ukazuje życie codzienne w Anglii lat 50. Wystarczyła butelka czerwonego wina i świeczki, by poczuć się jak cząstka cyganerii artystycznej. Doskonale pokazany jest też dom rodzinny Sylwii w USA, rygorystyczny i zimny, prowadzony przez jej matkę - wdowę o zasadniczym usposobieniu. Gra ją zresztą rodzona matka Gwyneth Paltrow.

    Tym, czego Sylvii zabrakło, jest głębia. Ślizgamy się po powierzchni wydarzeń, lecz nigdy nie wchodzimy głębiej w umysł udręczonej poetki. Widzimy, jak powoli stacza się w otchłań depresji i neurozy, lecz nie możemy się wczuć w jej stan umysłu. Podobnie rzecz się ma z poezją. Tu i ówdzie głos zza kadru czyta fragment wiersza: tu linijka, tam linijka. Nie dostajemy jednak pełnego obrazu talentu Sylwii, tego, co odróżniało ją od setek zestresowanych i przemęczonych żon i matek i sprawiło, że weszła na stałe do kanonu poezji XX wieku. Za każdym razem, gdy Sylvia zabiera się do pisania widzimy tylko twórczą niemoc, mękę nad pustą kartką, którą kończy upieczenie kolejnego ciasta, skropionego łzami. Szczerze mówiąc byłam trochę zawiedziona całym przedsięwzięciem, spodziewałam się czegoś bardziej na miarę Godzin. A obraz Jeffs jest ponury i dołujący, ale niewiele więcej.

Ewa Szabłowska

 

  Ja - Sylvia Plath - jestem troista...

    "Jestem strzałą", "poślubiona cieniowi", "wygnanka Ziemi" uwięziona w "Trzech Kobietach" - tak wyrażała siebie w wierszach najoryginalniejsza poetka amerykańska XX w. - Sylvia Plath.

    Filmową biografię poetki przedstawia film "Sylvia" w reżyserii Christine Jeffs. Podstawą scenariusza filmu jest powieść Emmy Tennant pt. "Sylvia"; scenarzysta J. Brownlow korzystał z dorobku twórczego poetki, zwłaszcza z jej autobiograficznej książki "Szklany klosz". Biografia coraz sławniejszej po śmierci, docenionej zbyt późno, poetki, przybliżą nam ukazujące się na rynku księgarskim "Dzienniki" Sylvi Plath i powieść Eriki Wagner "Sylvia i Ted".

To jest jedna z tych fascynujących biografii poetyckich, które dla pełni poznania prawdy warto skonfrontować zapoznając się z ww. pierwowzorami literackimi, a także z dorobkiem poetyckim Sylvii Plath.

    Córka poetki, Frieda, nie akceptowała wersji filmowej uważając ją za "gloryfikację samobójczej laleczki Sylvii", ale po premierze złagodniała w swych ocenach. Natomiast E. Wagner, autorka powieści o Sylvii i Tedzie, podziękowała Alicji Owen - producentce filmu, która "odnalazła na tych stronach psychologiczną głębię".

Film nie ma charakteru dokumentalnego, jest udramatyzowaną biografią poetki z elementami "dzieła wyobraźni". Krótkie, tragiczne, twórcze życie kontrowersyjnej Sylvii Plath odtworzyła prawdziwie do bólu - Gwyneth Paltrow.



      Film urody i goryczy niezwykłej.

    Powieść zaczynają znaczące słowa: "ostatni raz..." Ostatni raz - to zawsze brzmi jak wyrocznia. W przypadku Sylvii to była wyrocznia "milcząca, spoglądająca w oczy swej ofiary" - od dzieciństwa po przedwczesną śmierć. "Ciernisto-kwiecisty przesmyk" kształtował swoistą osobowość poetki, muzy, żony i matki. Talent poetki kształtowało cierpienie, źródło natchnienia poetyckiego i sensytywna psychika formująca poetycki indywidualizm, poczucie alienacji. Rozdzielana i łączona przez EGO, "drugie JA" i wyższą jaźń, troista psychicznie i poetycko Sylvia - zapłaci wysoką cenę za swój talent i nadwrażliwość.

    Krytyk M. Sprusiński nazwie poetkę "Lady Łazarz" pointując jej własne wyznania o sztuce stwarzania i unicestwiania, jej pewności o odradzaniu i zmartwychwstaniu. Sylvia - "szkarłatna famme fatale" przekonana była, że nad jej życiem zawisła "chmura smutku". A przecież nie było ono pozbawione satysfakcji osobistej i twórczej, sławy wprawdzie spóźnionej, ale jednak...

"Jeśli film nie potrafi poruszyć widza, nie jest wart realizacji".

Życie Sylvii było bezustannie wstrząsane ogromem dramatyzmu przeżyć, wydarzeń, emocji, od pasji, namiętności po uczuciowe wyniszczenie i depresję. Rozpoznawanie własnej tożsamości, troistości natury ludzkiej i walka z czasem - są kluczem spinającym twórczą spuściznę poetki: wiersze wybrane i wydane po jej śmierci, powieść "Szklany klosz" i "Listy do domu".

    Sivvy - tak podpisywała swoje listy do matki i przyjaciół - pragnęła "pokazać swój świat poprzez deformującą soczewkę szklanego klosza (...), jak bardzo oderwany od świata czuje się człowiek, któremu trzęsły nerwy". Zaledwie po dziesięciu latach, od czasu, kiedy w 1952 r. pisała, że "świat otwiera się dla niej jak dojrzały, soczysty melon", nagle jej świat pęka na pół "jak dojrzały melon". Burzliwe życie towarzyskie pomiędzy Londynem a Nowym Yorkiem, pośród znanych pisarzy i poetów lat 50., egzystencja na dobre i na złe z mężem, Tedem Hughesem, wywołują w niej stany lęku i frustracji, "milczenie zdumionej duszy" nad przemianami uczuć wybrańca - wybitnego poety angielskiego. Przeżywa dylemat między powinnościami wobec rodziny, a potrzebą niezależności nieodzownej w pracy twórczej. Liczne obowiązki "zabijają pisarstwo". Mąż na pierwszym planie, "bardziej znany, lepiej płatny, wyżej ceniony", w końcu zdradzający, "upokarzający złodziej" ich miłości.

    Sylvia i Ted - zauroczeni zmysłowością, złączeni magią "powinowactwa dusz", okazują się wielkim nieprzypasowaniem natur; myślą pokrewni, a jednak obcy sobie, jakby "z innych planet". "Bajkowi żebracy" - ona "rzeka Północy", on - "olbrzym"... (gra słów od nazwiska Huge czyli ogromny). Olbrzym skarlał z czasem, nierozłączne "połówki" - rozpadają się... "Ted - to mój ciemny rabuś, kiedyś przez niego umrę" - przepowiada sobie Sylvia.

"Nie ma dość miejsca dla nas obojga na tym świecie" - powie genialny Ted swojej żonie, "która też pisze". Powtórzy stereotyp charakterystyczny dla wielkich talentów konkurujących ze sobą w związku. Podobne słowa usłyszała chyba każda muza jak np. poetka Anna Mahler od swego męża, wybitnego kompozytora Gustawa Mahlera. Poeci nie mogą być razem, bo tworzą osobno - stara to prawda. Co pozostanie Sylvii z zafascynowania "Jastrzębiem w deszczu"? Tylko "cudzołożne telefony" i "jasny klejnot wspomnienia".



Czas rozwodu jest czasem pisania najdojrzalszych wierszy.

    "Muszę pisać, nawet gdybym nie miała niczego opublikować, ponieważ w ten sposób nadaję ład płynnej egzystencji". Jest wolna, wreszcie "przemawia własnym głosem", pisze wiersze, którymi "zdobędzie nazwisko", nie pozostanie w cieniu geniusza, jako "pani Hughes". Tworzy przed świtem "o odludnej porze". Osobista udręka, tragedia wpisana w cykl historii, mitologiczne odniesienia powodują, że jej twórczość nabiera wielowymiarowego znaczenia. Odzywa się w niej bunt jestestwa wobec zastanego, a niechcianego życia. "Miłość zawiodła w szaleństwo i samozagładę"(...) "W erozji czasu pozostaję sama" (...)

"Muszę pędzić jak Biała Królowa, żeby pozostać w tym samym miejscu" (...)
"A jestem strzałą
Rosą w samobójczym
locie, we współczesnym pędzie" (...)

    Sylvia coraz bardziej uświadamia sobie groźne przemiany zachodzące w niej samej. Dni i noce układają się "w serię odrętwiających braków". "Zbyt wiele udręk w walce ze światem, gdzie nie ma dla nikogo przebaczenia". "Słowa jej wierszy, które tak pragnęła utrzymać na wodzy, galopują w niewidzialną czerń"...

    Córka pszczelarza (ojciec był entomologiem), czcząca misterium tajni biologii życia, zostaje powalona jak "Kolos" z jej pierwszego tomiku poezji. Podświadomie, w wizjonerskim "Arielu" konstruowała niemal filmową technikę. "Obrazy migają w zawrotnym tempie aż do kulminacji, gdy następuje auto - da fé, unicestwienie zapowiadające odrodzenie" (T. Truszkowska).

"Kobieta osiągnęła doskonałość; Jej martwe ciało ma uśmiech dokonania" - napisze tuż przed śmiercią w "Krawędzi". To wiersz pisany "jakby z drugiej strony lustra". Sylvia przerywa "krąg klątw i uroków upiornego szczęścia (...) w domu jak z filmowego horroru".

"Czuję, jakbym nie istniała. Jestem pusta. Negatyw postaci".
"Ja, Księżna NICOŚCI (...)
ocalałam chwilowo (...)
jak kot umieram dziesięć razy (...)"
"Umierać jest sztuką,
jak wszystko inne
Ja robię to dobrze.
Można rzec że mam powołanie".


    Sylvia Plath - poetka, odeszła przedwcześnie, bo "nie miała już nic do dodania". PRZEGRYWKA ludzka - docenionej za późno, jak zazwyczaj w przypadku wielkich i utalentowanych. Zdaniem krytyków Sylvia Plath "zmienia się w mit; ze śmiercią spotkała się nierozważnie, przedwcześnie. Chciała pisarstwem zniweczyć szklany klosz literatury. I własnego życia".

Czego nie ma w filmie, a jest istotne w biografii poetki?
Polskie korzenie Sylvii Plath, w której twórczości pobrzmiewają echa polskości. W jej "bujnych, pogańskich, niepokojących ogrodach" poetyckich znalazło się odwołanie do pochodzenia jej ojca, w stosunku do którego odczuwała "kompleks Edypa". Ojciec - Otto Plath, był Niemcem pochodzącym z miasteczka Grabowo w Polsce. Sylvia napisała o ojcu w "Szklanym kloszu": "Przyjechał do Ameryki z jakiegoś maniakalno-depresyjnego (!) miasteczka w sercu Prus". Ojciec wyłania się w snach poetki jako Otto, z pruskiego miasteczka, na terenie wąskiego korytarza łączącego ziemie polskie z Bałtykiem, gdzie się urodził.

W wierszu "Pieśń Marii" znajdzie się odniesienie do jej genealogicznych obsesji: "Nad bliznami Polski i wypalonych Niemiec oni nie giną".

Matka poetki - Aurelia Schober - dopóki nie uzupełniła komentarzem utworów córki, nie wyrażała zgody na ich publikację.

    Sama poetka nie chciała, żeby jej powieść ukazała się w Ameryce. Kiedy nie została przyjęta na studia w Harvardzie, uznała, że zawiodła matkę. Myślała o ucieczce do Niemiec lub na Pomorze, do rodziny ojca, za którym tęskniła po jego śmierci; uciec do kraju, gdzie Sylvia nie znając języka, który budził w niej lęk, a który zarazem tak bardzo kochała, poniosłaby kolejną klęskę. Wobec matki Sylvia zachowywała pozorną szczerość; natomiast wielkim zaufaniem i estymą obdarzyła "krzyżacką naturę" ojca.

W tym miejscu trudno się oprzeć pytaniu: czy jest na świecie zakątek, w którym by nie odnaleziono polskich korzeni?


26 października 2004 -
Maria Cholewczyńska /Pseudonim Holmar